Mieszkańcy podwórka jednego z miast na Ziemiach Odzyskanych chcą zapomnieć o krzywdach doznanych w minionej wojnie. Te, które poraniły dusze, ujawniają się w codziennych sytuacjach: – okrucieństwie i przemocy wobec dzieci, – nawykach żywieniowych – rozmoczony suchy chleb to już posiłek, – strachu przed kontaktem z jakąkolwiek władzą, – prowadzących zazwyczaj do bójek dyskusjach o władzy i przyszłości ojczyzny, – krwawych porachunkach, którymi kończy się prawie każda potańcówka, – lukach edukacyjnych i analfabetyzmie. Krzywdy wyrządzone przez bolszewików w wypadku kresowej szlachcianki Marii to sieroce zapracowane dzieciństwo. Wrażliwa i ambitna kobieta usiłuje mimo poważnych braków w wykształceniu i wychowaniu „udawać kogoś lepszego”. Z fatalnym skutkiem…

 

  Fragmenty

 

„O wpływie rodziców na nasze życie, mówi jeszcze inna przewrotna sentencja, że połowę życia psują nam rodzice a następną połowę dzieci.. Bardzo łatwo popsuć tą pierwszą połowę.

Przecież rodzice tyle nas pozbawili:

– Nie dali – bo nie mieli. Powracali do zgliszcz z tobołkami i z ochotą do życia bez uporczywego strachu. Zgliszcza były na ogół splądrowane przez bezwzględnych i cwanych. Ci ostatni byli w większości, bo tacy mieli większe szanse przetrwać. – Nie nauczyli – bo nie umieli. Kiedy mieli się nauczyć, jeśli ich dzieciństwo upłynęło na byciu wyręką, czyli pracy w domu, natomiast młodość – w dzisiejszym rozumieniu – późniejsze dzieciństwo – na byciu na służbie, czyli pracy u obcych?

– Nie pokazali, – bo nie mieli zielonego pojęcia. Nie każdy dorosły z tamtych czasów widział w życiu pociąg, morze, miasto. Młodzi chłopcy chętnie szli do wojska a nawet i na wojnę, bo chcieli zobaczyć kawał świata. Pamiętam mój ojciec miał pracę związaną z wyjazdami służbowymi. Jeśli w służbowym terenowym aucie było akurat wolne miejsce zabierał mnie ze sobą tylko po to, abym zza szyb auta mogła coś zobaczyć.- Zobaczyć kawał świata.

– Nie przekazali-bo nie było. Potracili przecież na wojnach i rewolucjach dosłownie dorobki całego życia, zdrowie, bliskich Wyszukiwali w zgliszczach miejsca na przetrwanie. Eleganckich bogatych poniemieckich mieszkań najbiedniejszych najbardziej skrzywdzeni przez los nie zajmowali. Bali się. Oni jeszcze mogą tu wrócić- mówili

– Nie ustrzegli – bo nie zauważyli.

– Nie obronili – bo sami byli słabi

– Nie nadążyli – bo jak mieli nadążyć, kiedy świat biegł tak szybko.

Była druga połowa dwudziestego wieku a oni pochodzili z regionu cofniętego o kilkaset lat. Wykształcenie wielu dorosłych sprowadzało się do znajomości liter i podstaw rachunków. Wtedy to był standard. Słyszało się w radio i w szkołach o „szeroko zakrojonej walce z analfabetyzmem; – o tysiącach dorosłych, którzy dzięki akcji młodzieży z ZMP nauczyli się pisać i czytać. W kilka lat później wyszło na jaw, że wielu podpisało dokument o swoim wyjściu z analfabetyzmu, bo…. Na kursie nauczono ich tylko składania swojego podpisu ( bezmyślnego rysowania podpisu).

Za dwadzieścia czy pięćdziesiąt ,czy nawet sto lat lista zarzutów i żalów wobec rodziców będzie o wiele dłuższa .W zakresie podanych już punktów będzie identyczna. Zmienią się tylko rekwizyty i sceneria. Czegoś innego nasi poprzednicy nie zdołają nam dać, przekazać, wpoić. Przed czy innym nie ustrzegą, nie obronią. Czego innego nie pokażą i nie nauczą. W następnej epoce , powiedzmy informatycznej od rodziców oczekuje się działań o istnieniu których, naszym dziadom się nie śniło. Już nie należy się wdzięczność tylko za przekazanie życia.”