Wybrane fragmenty „Marcowego strychu”
Po wojnie zdecydowała się te fakty zataić
nawet przed mężem, bo wiedziała o tym, że opowiedziane
zgodnie z prawdą mogłyby u nadgorliwych i brutalnych
Funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego
wywołać podejrzenie o szpiegostwo.
*
– Posmakowała swoich pieniążków i natychmiast zapomniała,
jak się robi makaron.
– To ta ich moda na równouprawnienie jest stąd, że jedna
z drugą nudzi się w domu. Trzeba postarać się o szóstkę
dzieci, to nie będzie mowy o żadnej emancypacji.
*
Jej zdaniem
przejściowe objawy dorastania nazywane były w jej
czasach „cielęcym wiekiem” i powinny już przeminąć jak
dziecięca choroba, na przykład odra. Ta teoria miała zastosowanie
w młodości babci, kiedy dziewczęta w wieku
czternastu – szesnastu lat były wydawane za mąż, a chłopcy oddawani na naukę zawodu lub do terminu.
*
– Pani lokatorka musiała odganiać natrętów?
– Gdzie tam! Tamta to się do nich sama smykała. Później
śmiechy było słychać na całej ulicy. Lubiła mieć całą
zgraję absztyfikantów wokół siebie.
Małgosia właśnie dowiedziała się o tym, że w jej wieku
nie tylko szkoła jest ważna, ale trzeba jeszcze uporać się
z odganianiem „zgrai chłopaków” przed furtką.
*
Pod wejście na
posesję, owszem, podchodzili chłopcy. Zazwyczaj tylko
dwóch – więc wcale nie zgraja!
*
– Nie powinno w kazaniach być aż tyle wzywania do
walki z wrogiem – podsumowała Marzena dzisiejsze kazanie.
– Wolę, jak jest o wdzięczności do Boga za uczciwie
zapracowany chleb powszedni.
*
– Parlament i sejm to te miejsca – tłumaczył ojciec –
gdzie zbierają się rządzący, żeby dyskutować, czyli przekonywać
do swoich racji. Ponieważ każdy z nich uważa się za
mądrzejszego od wszystkich pozostałych, obrady bywają
hałaśliwe i długie. Właśnie takie, jak to ćwierkanie ptactwa,
które w maju zbiera się tutaj z całej Zielonej Góry.
*
– Później, jak pani Iga przypomniała sobie, że ma na
fajerce ziemniaki, i odeszła, to zaczęły ją obmawiać. Pani
Jasia nazwała ją pocztą, bo każdą wiadomość od razu roznosi.
Potem dalej było o niej, że pani Iga jest jeszcze całkiem
warta grzechu kobitka i o tym, że znalazłaby sobie
jakieś portki, gdyby się tak mocno nie trzymała sutanny.
*
Dobrze wiedział o tym, że stołówka karmi nie
tylko swoich gości i jej pracowników, ale również ich rodziny.
Dopóki kucharki zachowywały umiar i wynosiły tylko te resztki,
które zostawały pod wieczór, kierownik nie protestował.
*
– W radio też mówią o walce z wrogami ustroju, spekulantami,
zagrożeniu od rewizjonistów i jeszcze do tego o wrogich
państwu ludowemu, mamiących ciemny lud klerykałach.
Ostatecznie to już nie wiem, czego słuchać, kazań księdza czy
audycji radiowych. Nie chcę być ani oszukiwana, ani straszona
czy to przez Kościół, czy to przez Władzę Ludową. Nie
mam tylu szkół ukończonych, żeby się rozeznać, kto ma rację.
– Najpierw trzeba się zastanowić, z czego będzie obiad –
podsumowała dyskusję Krystyna Kaleta.
*
– Nie wolno dzisiaj wychodzić, bo jest niebezpiecznie.
Rozumiesz?
Matka przekręciła trzęsącymi się rękoma klucz w zamku
drzwi wyjściowych i włożyła go do kieszeni fartucha. Krzyś
zauważył, że jest mocno wystraszona, co potwierdziło zapowiedzi
tamtych chłopaków, że naprawdę ma się coś dziać.
Koledzy nie nabierali go, kiedy pobiegli pod kościół popatrzeć,
jak będzie wyglądała bitwa o Dom Katolicki. Chłopiec
uznał, że trzeba było być z nimi, choćby nie wiem co!
*
Prowokowanie milicjantów i uciekanie przed nimi do znanych
zaułków i podwórek sprawiało im większą frajdę niż
zabawy w wojnę albo w podchody rozgrywane w pobliżu placu
Słowiańskiego. Chłopcy przekonali się, że z milicjantami
można sobie poradzić, bo przez ochronne kaski, gogle i długie
gumowe płaszcze nie byli w stanie nikogo dogonić.
*
Z zakrwawionym nosem i spuchniętymi od uderzeń milicyjną
pałką pręgami na nogach Krzysiek został przywleczony
do domu przez znajomego. Ten poradził zataić
przygody chłopca i broń Boże nie zgłaszać się do żadnej
przychodni, bo spiszą, przekażą, gdzie trzeba, i rodzinie
domniemanego wichrzyciela dotkliwie zaszkodzą.
*
Chłopiec spodziewał się, że za ucieczkę z domu będzie
ukarany, jak nigdy dotąd. Tymczasem mama na jego widok
rozpłakała się i mocno go przytuliła. Tato zapytał:
– Kamieniami chciałeś rozwalić władzę ludową?
.*
– Czym się martwisz? – Pytały. – Przecież nie wlepił ci
mandatu ani cię nie spisał.
– Wiesz, co… – odezwała się Elżunia. – Wiesz… Posłuchaj!
Ten milicjant… Zauważyłam, że wtedy, kiedy kazał
ci podnieść ten upuszczony papierek, to się zarumienił
jeszcze mocniej niż ty.
*
Różne były teorie i metody na skruszenie serca wpuszczających
do cyrkowego namiotu. Skuteczne okazywało się
tak namolne proszenie, żeby stojący przy bramie wejściowej
cyrku miał go dość i tak mniej więcej po pierwszych
występach wpuszczał. Inni próbowali swoim zawracaniem
głowy uśpić czujność biletera i umożliwić swoim kolegom
wejście bokiem.
– Ile Emilka ma lat?
– Kiedy siostra ją dostała, to ja miałam cztery lata. Potem
lalka była coraz bardziej moja, bo siostra robiła się
duża i przestawała się nią bawić. Teraz lalka Emilka jest już
całkiem moja…
– Umiesz policzyć, ile lala ma lat?
– Wiem! Emilka ma pięć lat.
*
Nie chciał, żeby
ktoś w te ledwie zagojone miejsca trafił choćby ziemniakiem.
Rany te zadali mu uzbrojeni w pałki cywile z milicji
robotniczej. Nie mieli oni nic wspólnego z prawdziwymi
rycerzami, o których dzieci, na tydzień przed zapowiedzianą
bitwą, dowiadywały się na zorganizowanych pogadankach
i projekcjach dokumentalnych filmów.
*.
Janina nie zapomniała sąsiadce tego, że na jej oczach
uczyła się dopiero sylabizować, i tego, że jej mąż uciekł od
niej w siną dal. Wypowiadała się o niej słowami, które usłyszała
kiedyś w radio w wypowiedzi pierwszego sekretarza
PZPR Władysława Gomułki: „Sfanatyzowana dewotka
o poglądach dostosowanych do średniowiecza”.
*
Najbardziej przeciwni zagospodarowywaniu
oddzielnego dla dzieci pomieszczenia
byli ci, którzy sami mieli szemraną, by nie powiedzieć –
przestępczą młodość.
– Chcą mieć swoje kryjówki, żeby mogły w nich robić
to, z czym chcą się ukryć: palić papierosy, pić samogon
i jeszcze sprowadzać dziewczyny – tłumaczył sąsiadom
nową „zachciankę tych rozwydrzonych dzieciaków” doświadczony
życiowo Henryk Rodarowski.
*
– Szukają miejsca na łajdaczenie się – przytakiwał Staszek
Stawarski.
– Za bardzo się wszędzie panoszą. Nie powinno się
niedorostkom pozwalać, żeby się tak szarogęsili! – uważał
Henryk.
– Takie puszczanie samopas prowadzi do demoralizacji.
*
Żadne z nich nie chciało spać w jednym pomieszczeniu
z mamą ani z tatą. Nie chcieli rodzicielskiej kontroli, wykluczającej
nocne czytanie pod kołdrą z użyciem latarki
„nieodpowiednich książek”.
*
– W zeszłym roku zauważyłem, że w procesji i w pochodzie
idą te same osoby.
– Na Pierwszego Maja chodzę, żeby nie mieć kłopotów
z władzą, a na Boże Ciało z Panem Bogiem – przyznał się
Mariusz, który bywał i na pochodzie, i na procesji.
*
Chłopcy zapomnieli o tym, że znajdują się w miejscu
publicznym i wzbudzają zainteresowanie przechodniów.
Kilkoro z nich o dość nijakiej powierzchowności zatrzymało
się dość blisko, bo przy tablicach ogłoszeniowych
teatru, i najwyraźniej ich przez chwilę podsłuchiwało
*
O wydarzeniach zielonogórskich tchórzliwie szeptano
po kątach, jakby żadnej ze stron konfliktu nie przyniosły
one chwały i jakby nikt, jak na razie, nie starał się o to,
żeby przeszły one do historii.
*
Potem, po „bitwie o strych”, obie
mamusie kategorycznie zakazały utrzymywania kontaktów
z dziećmi ze zwaśnionej rodziny, co czyniło ich spotkania
o wiele ciekawszymi. Grażynka i Mariusz wykorzystywali
każdy moment, kiedy nikt ich nie widział ani nie słyszał, żeby
serdecznie ze sobą pogadać. Szeptanina po kątach miała urok
konspiracji i tajemniczości.
*
Czasem zdarzyło się
spotkać jego spojrzenie i uśmiech. Wtedy miała je przed
oczyma przez cały dzień i noc. Marzyła, żeby jeszcze raz
tak samo popatrzył.
*
W liście wujek Antek jasno przedstawił swój pogląd
o ambicjach edukacyjnych kobiet: Studiowanie albo przyuczanie
się do zawodu jest dla brzydkich dziewczyn. Takie
urodziwe, jak moja siostrzenica, wychodzą za mąż.
*
– Dziewczyny są po to, żebyśmy my mieli przed kim
się popisać albo żebyśmy mogli wam coś opowiedzieć albo
wytłumaczyć.
*.
– Ja tam wybieram chłopców, którzy potrafią mnie rozweselić,
a z niego taki niepozorny milczek… Stać ją na
kogoś lepszego. Poza tym on ma trądzik!
*
– Nie przeszkadzaj, zrobię to szybciej – tak reagowali
koledzy, kiedy dziewczęce rączki usiłowały samodzielnie
czegoś dokonać.
Takimi słowami chłopcy spychali swoje koleżanki do
roli sekretarek. Do momentu zmontowania i sprawdzenia
układu traktowali je jak szybę.
*
– Tracisz, Grażka, całą swoją dziewczęcość, to jest,
chciałem powiedzieć, kobiecość – powiedział jej szczerze
jeden z klasowych amantów.
– Dlaczego?
– Widać po tobie, że chciałabyś jednych z nas dogonić,
a drugich przegonić, a to kobiecie nie pasuje.