W 2032 roku Warszawska Firma Wydawnicza wydała nową wersję „Październikowej pralni”.
Wybrane cytaty powieści
„Zgłupieli wszyscy od tych szkół!
– Dojdzie do tego, że nawet do pilnowania dzieci i do wycierania ich smarków, będą przyjmować magistrów.. „
„ – Głowa mogłaby pęknąć od jego „po co” i „dlaczego”. Pan nie wie, że on potrafiłby tak zawracać mi głowę cały dzień, gdybym na to pozwoliła. Nic bym wtedy w domu nie zrobiła, bo ciągle bym mu tylko odpowiadała. Nie odgoniłabym się od niego.
– Nie chciałaby pani, żeby dziecko dużo wiedziało i dużo rozumiało?
– Nie chcę, bo wtedy szybko zacznie pyskować i będzie pokazywać te swoje mądrości, jak to jajko mądrzejsze od kury”.
„ Franek miał pomysł, żeby dla żartu na portrecie Bolesława Bieruta
albo Józefa Stalina domalować, albo dolepić plasteliną wąsy i okulary.
– Nikomu nie stanie się krzywda ani kłopot – uzasadniał. – Przecież taki malunek można zetrzeć ze szkła ścierką, a plastelinę odlepić.
– Zwariowałeś! – Kilku kolegów było przerażonych lekkomyślnością pomysłodawcy.
– Przez głupka trafimy na parę lat do Jaworzna!
– To będzie potraktowane jako znieważanie przywódców państwa i partii!
Postanowiono, że pierwszego kwietnia, w tajemnicy przed klasowymi dyżurnymi odpowiedzialnymi za tablicę szkolną, natrą ją smalcem.”
„– Nie wiadomo, czy przy jednym radiu byliby zgodni. Każdy, kto coś usłyszał, mógłby rozumieć to w inny sposób.
– No to dobrze, że chociaż wódka ich czasem pogodzi.”
„Janinka przedyskutowała sprawę dostania dla córeczek przedszkola z sąsiadką babcią Pelagią.
– Dodaj w podaniu informację, że będziesz na mięsie, a przekonasz się, że lepiej ciebie potraktują – poradziła po namyśle doświadczona kobieta.
– Na przykład w taki sposób: „Dostałam zatrudnienie w trudnym i społecznie ważnym odcinku gospodarki, bo w sklepie mięsnym”.
– Każdy rozpatrujący podanie będzie chciał mieć cię za znajomą
i móc poprosić o przysługę – tłumaczyła babcia Pelagia.”
„ Pierwszy raz w życiu Grażynka zdała sobie sprawę, że nie wszystkie chłopaki są głupie i złośliwe. Mariusz chyba taki nie był. Nie mogła okazać chłopakowi wdzięczności za zrozumienie, bo bała się dokuczania koleżeństwa z podwórka. Gdyby uznali, że mają się ku sobie, zaczęliby za nimi wołać: „ Panna z kawalerem pod siódmym numerem! Ciuś, ciuś!”, robiąc przy tym palcami gest skrobania marchewki, oznaczający, że bardzo, ale to bardzo wstyd!”
„- Gwiazdor to pan przebrany w czerwony płaszcz i czapę z dopiętą brodą, który udaje Dziadka Mroza albo Świętego Mikołaja i rozdaje paczki przygotowane przez rodziców.
– Gwiazdor jest ze wszystkich Mikołajów najbardziej prawdziwy.”
„ Mówiła wszystkim napotkanym dorosłym, znajomym i nieznajomym „dzień dobry”, po to, żeby zauważyli, że prowadzi ona mniejsze dziecko za rączkę..
Różowiała z dumy za każdym razem, gdy ktoś odprowadzał dziewczynki wzrokiem.
Miała zawieszony na tasiemce u szyi klucz. Rodzice kazali go chować
pod fartuszkiem, ale ona wolała, żeby ludzie ten klucz widzieli.”
„ Kowalicha mówiła mojej mamie tak:
– „Widzisz, jak to jest, męża nie ma, dziecko jest”.
– To ja wtedy pomyślałam, że nie musi być mąż.
– Mąż nie musi być, ale jakiś ojciec musi.
– Jak to? Przecież tato, to zawsze jest mąż mamusi!
– Nie zawsze! – Ze śmiechem powiedziały znające już życie dziewczyny.”.
„ Grażynka wiedziała już o tym, że dorośli, przede wszystkim mamusie, najczęściej podejmują najciekawsze tematy wtedy, gdy ściszają głos, rozglądają się uważnie naokoło i sprawdzają, czy akurat dziecko się nie przysłuchuje. Wtedy, nawet jak mówią o czymś niezrozumiałym, to warto wszyściutko, co do słowa zapamiętać i powtórzyć Justynie albo Małgosi, żeby wszystko wytłumaczyły.”
„ Wszystkie matki po kolei, zachodziły jedna do drugiej, opowiedzieć o wydarzeniu i przekazać ostrzeżenie, że wszystkie chłopięce proce należy obowiązkowo spalić w piecu, a dzieciaki ostrzec, by czasem żadne z nich
nie przyznało się do tego, że jakąkolwiek procę widziało, albo o niej wie.
W razie, gdyby dziecku nie udało się przed milicjantem
czmychnąć na czas, to przy zatrzymaniu, miało nie okazywać strachu, tylko na wszelkie pytania odpowiadać dwoma słowami:
– Nie wiem!”
„ Mariuszek Kaleta fascynował się wytworną blond pięknością trochę inaczej niż inne dzieci. Jemu nie chodziło o to, by to cudo w falbankach pokołysać, tylko o to, aby sprawdzić, jak płynnie poruszają się gałki oczne wraz z przechyłem.
– Co to za element – zastanawiał się – pozwala płynnie poruszać się tym pięknym szklanym oczom lalki. Marzył o tym, żeby na własne oczy obejrzeć mechanizm od spodu.”
„ Za frajdę założenia na plecy tornistra i odgrywanie, chociaż w czasie krótkiego przejścia ulicą, roli uczennicy, pięciolatka oddawała siostrze swoją słodką porcję z przedszkola – lukrowaną drożdżówkę. Te pychotki były podawane w przedszkolu na podwieczorek i Bożenka obchodziła się smakiem, żeby mieć przywilej niesienia tornistra. Szła dumna ze sporym ciężarem na plecach, tak, jakby już była nie byle kim, tylko uczennicą.. „
„ – Kto nie wypije, ten kapuś! – buńczucznie zawołał mały Krzyś, bezbłędnie odtwarzając wypowiedzianą kwestię i kojarząc sobie napoje, o które wujkowi chodziło. Najpierw spróbował Mariuszek i stwierdził, że niedobre, bo grzeje jak pokrzywa. Michał i Grażynka też sprawdzili i potwierdzili, że niedobre, bo drapie w gardło. Potem sprawdzili, co to jest takiego czerwonego i różowego w eleganckich naczyniach na nóżkach. Zdaniem Grażynki było wino i nie było już tak wstrętne jak wódka. Przynajmniej ta w białym kolorze. Po wypiciu Grażynce zrobiło się weselej. Przypomniała zawołanie, które usłyszała na dzisiejszej biesiadzie i które wywołało salwę śmiechu:
– Majtki w dół, forsa na stół! – Powtórzyła tak samo głośno i wesoło jak ciocia Wanda. Zawołanie to wcale nie zrobiło wrażenia na jej kolegach.”
„Październikowa pralnia” w almanachu
W przepięknie opracowanym wydanym almanachu literacko- fotograficzny – Zielona Góra w poezji i prozie, wydanym z okazji 800- lecia powstania Zielonej Góry i 700- lecia nadania praw miejskich znalazło się miejsce dla fragmentów „Październikowej pralni” . Są one zatytułowane „Za przygodą”.
Blurb
W ponurej epoce stalinowskiego PRL-u mieszkańcom zielonogórskiego podwórka sąsiedzka więź pozwalała wyjść cało z niejednej opresji, uzyskać dobrą radę, wsparcie w wychodzeniu z analfabetyzmu, a nawet, sprowadzić uśmiech.
Bohaterów powieści scaliła trudna codzienność, wzajemna pomoc w zdobywaniu nieosiągalnych w oficjalnej sprzedaży towarów, hodowli, w zamaskowanym na podwórku miejscu królików czy wieprzka i podziału wykopanego przy zakładaniu podwórkowego warzywniaka skarbu.
Zaufanie, jakie do siebie mieli, pozwalało im, przy samogonie albo wódce wypitej w podwórkowej pralni, swobodnie rozmawiać o tym, co było zatajone w publicznych środkach przekazu.
Swoim pociechom rodzice wpoili zasadę wypowiadania się o podwórkowych i rodzinnych sprawach dwoma słowami nie wiem”. Nie zdołali za to, nawet używając paska albo dyscypliny, skutecznie zakazać im niebezpiecznych zabaw: strzelania z procy, podchodów” po okolicznych przybudówkach i wypraw na szaber.
Wśród dziecięcej ferajny kwitła przyjaźń Grażynki i Mariuszka. Droczyli się ze sobą z tak silnym upodobaniem, jakby miało ono przetrwać wiele lat…